Witam. Napisałem kiedyś dość zabawny post o szkole, teraz podejdę do tematu trochę bardziej realnie. A więc - dziś narzekanie.
Zacznę jednak przekornie. W Polsce tzw. system edukacji tak naprawdę wiele uczy swych wychowanków. Wpaja słuszne wartości, demokratyczno-patriotyczne postawy. Jednak szerzej o tym naskrobię innym razem.
Pomijając powyższe, czego dowiadujemy się w gimnazjum? Historia: wpaja nam się daty i nieco definicji. Wszystko to, co zapomnimy w ciągu 2 dni od nauczenia się. A co jest tak naprawdę ważne w historii? Wyciąganie wniosków, zauważanie ciągłości i łańcuchów przyczynowo-skutkowych. A następnie wykorzystanie tych umiejętności do niepowtarzania błędów przodków. "Niechby się inaczej zgięła historii sprężyna, a rehabilitowalibyśmy dziś Stalina". Pomoc w zrozumieniu takich procesów powinna być kluczowym zadaniem nauczycieli historii. Coś innego: matematyka. Funkcje, obliczanie pola koła, potęgowanie pierwiastków. A naprawdę potrzebne w życiu bywa obliczanie pól prostokątów, znajomość jednostek, podstawowe działania, logiczne myślenie (które w ogóle powinno być priorytetem, jeśli chodzi o treści kształcenia każdego przedmiotu). Jeśli ktoś nie ma zamiaru być architektem, inżynierem czy matematykiem-teoretykiem - nic innego mu się nie przyda. Biologia - ewolucja, budowa komórki czy rozmnażanie paprotek. To wszystko może być naprawdę ciekawe, ale większość osób przypomni sobie o tych wiadomościach ze 2 razy w życiu, przed testem i rozwiązując krzyżówkę. Z kolei o chorobach, a zwłaszcza samodzielnym leczeniu i profilaktyce, rozpoznawaniu roślin i zwierząt - mało. Tak jest również z: chemią - węglowodory, alkohole - i fizyką - większość materiału. Pomijam już wszystkie zajęcia artystyczne, techniczne, plastyczne, przygotowania do karty rowerowej, motorowerowej, religie i tak dalej, i tak dalej. Na względnie poprawnym poziomie są może polski, wos czy geografia (której program obejmuje sporą część zakresu wiedzy z wosu).
Już jest tak źle, a przecież dochodzą jeszcze kolejne 3 zmarnowane lata: liceum. I kolejna porcja tej informacyjnej brei. A tak naprawdę wystarczyłaby szkoła trwająca do 10-12 roku życia, by przekazać całą elementarną, potrzebną wiedzę w życiu. Jeśli ktoś chciałby zostać stolarzem - to w tym momencie kończy ten rodzaj edukacji i idzie do jakiejś szkoły zawodowej, na kurs czy po prostu uczy się w domu, bo ma ojca stolarza. I gwarantuję, że będzie lepszym stolarzem, niż osoba, która zmarnotrawiła dodatkowe 6 lat w szkole, nie dowiadując się niczego potrzebnego, zaprzepaszczając jednocześnie lata swego życia, podczas których człowiek łatwo przyswaja wiedzę, uczy się nowych rzeczy. Jeśli ktoś chce robić w życiu coś "ambitniejszego" - to idzie dalej. Jak chce być nauczycielem w podstawówce - to kolejne 3-5 lat + kursy pedagogiczne mogły by wystarczyć na przekazanie danej osobie całej wiedzy, jakiej potrzebuje, by potrafić tłumaczyć zawiłości swego przedmiotu dzieciom. I również w ciągu tych kilku lat (a nie kilkunastu) dowie się o wiele razy więcej, niż jego odpowiednik w naszej rzeczywistości - ponieważ pominie wszystkie niepotrzebne mu wiadomości, skupiając się tylko na tym, co mu się przyda. A jak ktoś ma marzenia zostać najlepszym specjalistą w kraju - to uczy się swojej dziedziny przez kolejne 10-12 lat i faktycznie staje się fachowcem, a nie profesorem z dyplomem, za to bez umiejętności i wiedzy.
Obecny system edukacji uczy nas wkuwać bez rozumienia i zapychać się tonami zbędnych wiadomości - zamiast dać nam dobry start na życie. Taki wniosek z tego postu - dla tych, którym nie chciało się czytać i dla tych, których szkoła odmóżdżyła już za bardzo.

P.S Wyobraźcie sobie, ile państwo - czyli podatnicy - zaoszczędziłoby, skracając obowiązkową długość edukacji.

UWAGA! Mój wiersz o szkole - zupełna porażka liryczna, ale i tak opublikuję:
Szkoła to wspaniała instytucja,
Uczy choćby czym jest ewolucja,
Coś o funkcjach, rozmnażaniu maku,
Wszystko tak potrzebne na zmywaku.
 
Widzę, że ktoś jednak ma chęć do czytania moich wypocin. I cieszy mnie to :).
Dzisiejszy post będzie o tym, co w prawdziwie wolnym rynku powinien móc zrobić szef jakiejś firmy, ogólnie overlord danego miejsca pracy. Mnóstwo ludzi narzeka na płace, wyrzucanie z pracy, złe warunki itp. Tak więc ile faktycznej władzy powinien mieć szef ?
Zacznijmy może od płac. "Za mało nam płacą", te sprawy, "ostatnie" strajki lekarzy czy nauczycieli. W prawdziwie wolnym rynku założenie jakiejś firmy czy czegoś w tym stylu wymagałoby mniejszego zachodu, powstawałoby więc ich więcej. Brak minimalnej stawki również wpłynąłby na ilość nowych miejsc pracy (wymagałoby to mniejszych kosztów, więc więcej osób mogłoby sobie na to pozwolić). Firmy walczyłyby o pracownika, zapewniając mu większą płacę czy dłuższe płatne urlopy, więc jeśli nie podobałaby Ci się stawka w jednej, mógłbyś spokojnie przejść do innej. W Polsce np. jedną z grup o najwyższym bezrobociu są osoby do 30 roku życia, czyli dopiero wchodzące na rynek pracy i mające małe doświadczenie zawodowe, jak twierdzi wikipedia.  Ci nowi pracownicy, nie mający doświadczenia, mogliby pójść do pracy z mniejszą płacą, ale również mniejszymi wymogami. Zaś pracodawcy nie mogący pokryć płac osób doświadczonych po prostu zatrudniałaby tych mniej "zaawansowanych". Zmniejszyłoby to tym samym bezrobocie i zwiększyło dobrobyt, wszyscy by się cieszyli. Podsumowując, stawka minimalna przeszkadza biednym (brak prac i możliwości założenia własnej) i pomaga bogatym (likwidując konkurencję).
Żeby nie było, że podaję tylko informacje pasujące do moich poglądów: Wskazuje się także, że wprowadzenie tej instytucji [stawki minimalnej] wpływa pozytywnie na zmniejszenie się współczynnika Giniego [różnice w dobrobycie] - ponownie wikipedia. Tylko się pytam, co takiego złego jest w tych różnicach ? Czyż główną zasadą socjalizmu nie jest właśnie taka równość zupełna ? Tylko to zawsze polega na odbieraniu od tych, którzy zasłużyli i dawanie tym, co nic nie robią. A mi się coś takiego nie podoba.
Wskazuje się także, że wprowadzenie tej instytucji wpływa pozytywnie [...] na zmniejszenie różnic w płacach między kobietami a mężczyznami (1998 - kobieta zarabiała tam średnio 78,8% płacy mężczyzny, w 2004 - 81,8%). - jak zawsze, ciocia W. Jak już wcześniej pisałem, nie lubię równouprawnienia.Jakoś nigdy do mnie nie przemawiała zasada równości. Ludzie, różnimy się od siebie i to w stopniu znaczącym ! Nie jesteśmy tacy sami. Inaczej traktujemy chemika, inaczej prawnika a inaczej stale kupującego wino marki "Wino" menela spod monopolowego.
Powracając do cytatu, to pracodawca wedle mojej opinii powinien decydować, komu chce ile płacić. Skoro uważa, że mężczyźni lepiej nadają się do jakiejś pracy, to niech mężczyznom więcej płaci. Dlaczego to ma być na siłę ? Ostatnio panie życzą sobie, by 50% Sejmu stanowiły kobiety. Obowiązkowo. Ja mam mój własny pomysł. Niech 50% pracowników kopalni stanowią kobiety. Chcecie równouprawnienia, proszę bardzo.
Ogólnie oczywiście jak zawsze jestem za zwiększeniem wolności. Także dla szefów przedsiębiorstw itp. Odgórne regulacje zawsze zapewniają coś gorszego niż w sytuacji bez nich.W prawdziwie wolnym rynku jeśli byłoby zapotrzebowanie na pewną pracę, to takie by się pojawiły. Chcesz mieć zapewnione, że Cię nie wywalą, proszę bardzo. Jednak nie zakazujmy robić "niepewnych" miejsc pracy. Jeśli ktoś chce mieć np. wyższą pensję, ale przy okazji zwiększone ryzyko wyrzucenia - jego sprawa. W prawdziwie wolnym kraju człowiek z własnej woli wchodzący pod rozpędzony czołg ma całkowite i święte prawo do bycia przejechanym.
Tu, jak zawsze, filmiki:
Konsekwencje płacy minimalnej
Zarobki nauczycieli
Picture
Współczynnik Giniego (czerwony - najwyższy, zielony - najniższy)

 
Zacznę od tego, że nie myślałem, że ktokolwiek trafi jeszcze kiedyś na tę stronę. A tu zaskoczenie, ktoś komentarz napisał! ^^ Jeśli choć jedna osoba ma zamiar czytać to, co tu napiszę, to może będę robił to dalej.
Ten post będzie o radiu i narzekaniu na nie. Myślę, że wiele osób podzieli moją opinię.
Dla kogo w ogóle puszczany jest ten chłam ? Kto chce słuchać czegoś takiego ? Dlaczego na każdej stacji jest puszczany codziennie ten sam "hit" na tydzień ? Kto promuje takie beztalencia jak np. popularny niedawno Justin Bieber ? Dlaczego na ciekawe piosenki muszę czekać aż do żałoby (jak to było w przypadku Lecha Kaczyńskiego). Każda piosenka puszczana w radiu brzmi tak samo. Zero oryginalności. Zero pomysłu. Ambicje na podobnym poziomie. Każda o miłości, lub o czymś ściśle z nią związanym. Albo po prostu zupełnie bez sensu. Dlaczego nie znalazłaby się choć jedna stacja promująca nieznanych muzyków grających coś innego niż pop (albo chociaż w ogóle grających co innego niż pop czy rap) ? Oczywiście, pieniądze. Ci nieznani nie posiadają ich wystarczająco do wykupienia sobie miejsca w programie stacji. Chociaż myślę, że odpowiednio wypromowana stacja puszczająca prawdziwych artystów miałaby szanse stać się dość popularna. To nie jest tak, że nastolatkowie chcą czegoś takiego. W każdym razie nie w mojej szkole. "Gwiazdy" jak wspomniany wcześniej Justin są wyśmiewane. Populacja emo- i sweet-idiotek nie jest aż tak duża, by zapewnić taką popularność jak dzisiaj wszystkim tym stacjom typu RMF FM czy Radio Zet. W każdym razie tak byłoby, gdyby na tej arenie pojawiła się sensowna konkurencja. A innych słuchaczy, to znaczy takich osób, które nie włączają radia tylko tak sobie, ale żeby naprawdę posłuchać, te stacje raczej nie mają.
Jako, że moje marzenia o radiu są zbyt nieprawdopodobne, to mam też jego zmniejszoną wersję dla tych zajmujących się wybieraniem "programu" radia: puśćcie też od czasu jakiś kawałek niezależnego, nieznanego szerszej opinii twórcy (w stylu Martina Lechowicz). Np. taka godzinka w ciągu dnia (choćby w czasie raczej mniejszej słuchalności, rano), podczas której puszczani są tylko "mali" wykonawcy czy też po prostu muzycy grający co innego niż pop czy rap (do których nic nie mam, nie jestem jednak ich fanem, zwłaszcza takim, co by słuchał tego 24/7 w radiu).
I jeszcze dwie pioseneczki doskonale opisujące moje uczucia względem tego wszystkiego:
Piosenka Przyjazna Radiu
Piosenka Popowa


P.S. Istnieje też inne wytłumaczenie promowania takich "artystów" jak się to robi dzisiaj: zapewnia to sporą porcję śmiechu (bądź wymiotów u mniej wrażliwych) słuchaczom. Tak samo działa to z wszystkimi gazetkami typu Joy itp. Nie wierzę, by ktoś to czytał w innym celu niż wyśmianie wszystkiego, co tam jest. :D
 
Dawno nie pisałem, trzeba to naprawić.
Niedawno po raz któryśtam przez przypadek nawinęło mi się zdjęcie obiadu w więzieniu. No żesz ! Toć tam lepsze obiady są niż może zjeść wielu Polaków. Oprócz tego telewizja, siłownia, biblioteka, trzy posiłki dziennie. Naprawdę, dla wielu ludzi po prostu całkowicie opłaca się np. kraść. Po pierwsze, jak rabunek się uda to ma się kasę. Po drugie, jak podczas np. włamania do czyjegoś domu z tego co wiem nie może Ci zrobić więcej niż on Tobie (totalny idiotyzm swoją drogę, powinna być możliwość odstrzeleniu takiemu łba). Po trzecie, jak Cię złapią, to idziesz do więzienia, w którym masz więcej rzeczy, niż może sobie pozwolić naprawę duży procent Polaków. Tak więc, jak się np. jest bezdomnym, to nic tylko kraść. Same pozytywne wyjścia z takiej sytuacji. Coś tu jest jak dla mnie nie halo.
Moim zdaniem rozwiązaniem dla takiego czegoś nie jest ani kara śmierci, ani odcięcie kończyny, ani chłosta. Tak, to prawda, wzbudzają one może strach u przyszłych przestępcach, ale to wszystko. Moim zdaniem dobrym rozwiązaniem dla tego problemu jest podział więzień na dwie grupy: na lżejszą (za np. pobicia, kradzieże) i cięższe (za np. morderstwa, w każdym razie mający przynajmniej dożywocie - choć uważam, że lepsze niż to jest po prostu robienie kar, które się na siebie nakładają).W pierwszym byłyby takie same, a przynajmniej podobne, warunki do tych, jakie panują aktualnie, z tą różnicą, że ze zmniejszeniem swobód (mniej telewizji, wychodzenia itp. - w końcu więzienie, nawet za lekkie przestępstwa, to ma być kara, nie wakacje). W drugiej byłyby o wiele gorsze warunki, niż są teraz (dzięki temu byłoby na takie więzienia mniej kasy potrzebne, więc albo podatki byłyby mniejsze - w co wątpię -, albo państwo by miało więcej kasy na bardziej potrzebne rzeczy typu policja, straż pożarna i medycyna).  Oprócz tego byliby tam torturowani psychicznie - np. za pomocą dźwięku -, jednak tak, by nie zwariowali, pozostali przy zmysłach. Może to i niehumanitarne, ale oni także tacy nie byli dla swoich "celów". Czas takich tortur byłby wyznaczany wielkością przewinienia. Żeby właśnie nie zwariowali, nie byłby to długi czas, tylko taki, by poczuli, co czuły ich ofiary. Oprócz tego takie tortury służyłyby do karania kogoś za "złe" zachowanie - np. za atak na funkcjonariusza. Dodatkowo jeszcze do obu dołożone były przymusowe prace fizyczne. W pierwszej grupie wyglądałoby to tak, że więźniowie pracowali by tyle, by odpracować cały swój pobyt, "zapłacić" za niego. Oprócz tego, mogliby tam więźniowie pracować dodatkowo, z własnej woli, po to, by np. skrócić sobie karę, zwiększyć/wydłużyć czas swobód lub "kupieniem" sobie czegoś - np. większego obiadu. A jeśliby ktoś nie pracował, to dostawałby większe ograniczenie swobód czy też, w większych przypadkach, coś w rodzaju izolatki. W drugiej grupie wyglądałoby to inaczej - długość kar byłaby regulowana wielkością wykroczeń. A jeśliby się ktoś nie stosował, byłby dłużej poddawany torturom.
A teraz dlaczego uważam kary cielesne czy też karę śmierci za gorsze od mojego pomysłu: są po prostu zbyt łagodne. Zacznę od kary śmierci: co to jest może sekundowy ból od elektryczności (krzesło elektryczne) dla mordercy, który głodził swą ofiarę przez kilkanaście dni ? Dalej, odcięcie kończyny. Powiedzmy kradniesz 10 milionów $, szybko chowasz łup i zostajesz złapany. Ciach, odcinają Ci rękę. Ale łupu nie znajdują. Ty, jako, że jesteś już czysty, idziesz po swój łup i np. za niego kupujesz bajerancką protezę ręki, a zostaje mu wciąż kilka milionów. Czy to nie jest opłacalne, zwłaszcza dla np. bezdomnego ? O karze chłosty nawet nie wspominam. Naprawdę, jakby ją wprowadzono, to 3/4 ludzi zaczęłoby kraść, byłoby to tak opłacalne. Dlatego jestem za moim pomysłem, większość (jeśli nie wszyscy) przestępców zapytana czy wolałaby pójść siedzieć do więzienia zgodnego z moją ideą, czy może dostać jakąś karę cielesną wybrałaby to drugie, a kara miałaby być właśnie tym, czego się najbardziej nie chce. Oczywiście, można podać argument, że np. kary śmierci boi się bardziej niż takich więzień, ale to tylko dlatego, że ta pierwsza to kara cielesna, a ta druga to kara psychiczna, większość osób nie zdaje sobie raczej sprawy jak "potężna" potrafi być ta druga.
 
Kilka dni temu odbył się mecz dwóch "najlepszych polskich pięściarzy". Akurat oglądałem ten mecz (był to jeden z bardzo niewielu tego typu meczów obejrzanych w moim życiu). Toć to była komedia ! Odniosłem wrażenie, że Gołota to (i za to pewnie wiele ludzi by mnie zbeształa) góra tłuszczu. Adamek bił go jak chciał. Ile ten drugi dostał ciosów, dwa, trzy ? A Gołota chyba z 50. Zresztą, Adamek po meczu wyglądał jakby zrobił sobie krótką przebieżkę, a 4-krotny mistrz Polski był cały zakrwawiony. A najlepsze, że i tak obaj zgarnęli po 300.000 złotych. Wydaje mi się, że to już koniec z Gołotą. Zrobił już swoje, naprawdę dużo, ale myślę, że już przeminęła jego passa. A Adamek pokazał, co potrafi. Oczywiście, na różnych forach jest już opisywany przez fanów Gołoty jako wieśniak itp. No cóż, niektórzy nie mogą zrozumieć, że ich faworyt przegrał...
 
Ostatnio na forum mojej byłej klasy na naszej-klasie przeczytałem tekst "No i gdzie to równouprawnienie ?" (po jakiejś tam sytuacji, gdzie niby ta mniej piękna część miała cośtam lepiej, nie pamiętam już co). Po prostu się załamałem. Równouprawnienie moim zdaniem jest idiotyczne. Oczywiście, kobiety powinny mieć prawo do nauki itp., no ale niektóre rzeczy jednak raczej są dla mężczyzn przeznaczone. I niech tak pozostanie.  Na kij się wykłócać o prawo dla kobiety na bycie drwalem (drwalką), skoro i tak żadna z nich takim kimś nie zostanie. I jest też inna ciekawa rzecz: panie od równouprawnienia zawsze uważają, że powinny i potrafią robić wszystko tak samo jak panowie, ale kiedy chodzi o np. kryteria oceniania z w-f'u w szkole, to zawsze jest, że są słabsze, mniej szybkie itp., więc powinny mieć mniejsze wymagania, czy też, że trzeba im ustępować w przejściu itd. Z tym drugim się zgadzam, ale denerwuje mnie, gdy ktoś uważa, że powinny i robić to samo, co mężczyźni, i mieć mniejsze wymagania (czy coś w tym stylu). Zresztą, równouprawnienie jest "nielubiane" nie tylko przez mężczyzn, także przez kobiety, ponieważ niektóre z nich w swych kłótniach o swoje prawa także chce np. późniejszej emerytury itp., czego jednak wiele pań nie chce. No i to zrównywanie kobiet i mężczyzn często ma też złe skutki, np. wymienione w poprzednim poście wymaganie o możliwość uczestnictwa w kursie murarskim także kobiet. No czy ktoś kiedyś w życiu widział kobietę-murarz ? Tak więc mam apel do tych pań od równouprawnienia: nie kłóćcie się tak o to, i tak macie lepiej od nas (przepuszczanie w przejściu, kryteria oceniania itd.).
Jest też taka ciekawa historyjka (prawdziwa) o tym. W  zarządzie jakiejś firmy nie było żadnych kobiet, a musiały być, tak więc zarząd wziął do siebie żony członków. Tylko zrobił się mały problem: kobiety zaczęły się rządzić i przy okazji podejmowały głupie decyzje. Tak firma ta straciła co-nieco ze swoich funduszy :P.
 
Dokładnie 13 dni temu nasz Prezydent podpisał Traktat Lizboński. Trochę późno o tym piszę, ale nie miałem wcześniej czasu. W każdym razie do formalnego, prawnego powstania Unii Europejskiej brakuje już tylko podpisu Vaclava Klausa, który wciąż zwleka. I bardzo dobrze. Spytacie, dlaczego ? Przecież dostajemy dofinansowania, mamy otwarte granice, mamy swój głos w Europie itd. Co do pierwszego, to się zgodzę, tylko jest jeden problem: te dofinansowania idą z naszych podatków. Wygląda to więc tak: najpierw nam zabierają kasę, potem nam ją oddają, a my się cieszymy i mówimy jacy to oni fajni. To tak jakby ktoś nam ukradł rower, a potem oddał i byśmy mówili, że jest super i w ogóle. Dalej, otwarte granice to dość dobry pomysł, ułatwiają ruch, ale już w Strefie Schengen to było. I ostatnie: głos w Europie. Jak dla mnie mit. Myślę, że Unia Europejska ma totalnie w nosie zdanie kogoś tak mało ważnego w porównaniu do innych członków. I jeszcze inne powody, dlaczego Unia nie jest dla nas dobra: narzucają nam swoje idiotyczne prawa (np. minimalne zakrzywienie banana czy limit głośności po chyba 20, przez który trzeba było zmniejszyć moc silników w żużlu, który jest za głośny, czy też równouprawnienie płci zmuszające np. kurs murarski do uczenia także kobiet) i ogólnie zawsze musimy robić, co oni chcą, są ponad naszym prawem (coś jak ZSRR, kiedy Polska to był PRL). W ogóle, różne plany Unii (a właściwie częściej ich wykonanie) też są często głupie, np. zwiększanie ilości miejsc pracy. Jak na razie czegoś takiego nie zaobserwowałem, a nawet jest na odwrót: sprzedaż maleje, bezrobocie się zwiększa. Tak więc osobiście mówię Związkowi Socjalistycznych Republik Europejskich nie !

P.S. Ciekawostką jest to, że tak naprawdę nikt z podpisujących nie przeczytał Traktatu Lizbońskiego całego, ponieważ ma on kilkaset stron i niezbyt chciało się tego czytać prezydentom...
P.S.S. Z tego, co wiem, to Prezydent złamał konstytucję podpisując Traktat Lizboński, bowiem jest w niej zapisane, że chyba Prezydent ma stać na straży niepodległości państwa, a to jest ewidentne stawianie praw Unii Europejskiej nad polskie prawo, czyli suwerenność.
P.S.S.S. Jeśli ktoś chce wiedzieć, jak to naprawdę wygląda tam u nich, to polecam profil gościa na youtube o nicku odDymarkow . Jego filmiki świetnie pokazują jaka to Unia jest demokratyczna itp.

Na zakończenie przedstawię moją ideę hymnu ZSRE:
Niezłomny Związek krajów Europy,
Zespoliła na wieki Wielka Unia,
Powstała w pokoju z woli ludów
Jedyna, potężna Unia Europejska.

Sława naszej Wielkiej Unii,
Pewnej ostoi przyjaźni ludów.
Unia Europy – moc ludu
Prowadzi nas ku triumfowi komunizmu!

Poprzez burze promieniało nam słońce wolności,
Wielka Bruksela nam drogę oświetliła:
Ku sprawiedliwemu dziełu uniosła ona ludy,
Do pracy i wielkich czynów Ona nas natchnęła!

Sława naszej...

W zwycięstwie nieśmiertelnych idei komunizmu,
Widzimy przyszłość naszego kraju.
Niebieskiemu sztandarowi słynnej Unii
Zawsze będziemy całkowicie oddani!

Sława naszej...

 
Dawno już nic nie pisałem, więc pora to naprawić, a teraz dodatkowo jest do tego okazja, a mianowicie: śnieg ! W październiku ! W pierwszej jego połowie ! Większości ludzi nie spodobał się jednak taki obrót sprawy. Inaczej było ze mną. Ja tam lubię i zimę, i śnieg. W zimie można mieć równie wiele zajęć co w lecie. Jednak rozumiem tych ludzi. Trudniejszy dojazd do pracy/szkoły, zimno, odśnieżanie, gdzieniegdzie brak prądu to niektóre z powodów niechęci ludzi do zimy. I gdzie wcięło jesień !? No właśnie, czy naprawdę ją wcięło ? Co z globalnym ociepleniem (co uważam za głupotę, ale o tym innym razem) ? Otóż okazuje się, że tak zdarzało się już wiele razy. Statystycznie co pięć lat w Polsce w październiku pada śnieg, we wschodniej Polsce nawet co trzy lata. A więc tak naprawdę nic w tym takiego spektakularnego, no ale jednak nie zawsze widzimy śnieg na zielonych jeszcze drzewach. Tak więc, dla tych, co lubią zimę, korzystajcie ze śniegu póki możecie, a dla tych, co jej nie lubią - piosenka: Piosenka o zimie .
 
Kilka dni temu wydarzyła się pewna tragedia, a mianowicie zapłon i wybuch metanu w kopalni "Wujek-Śląsk". Zginęło 12 ludzi, 18 zostało rannych. Liczba zabitych na dzisiejszy dzień to już 15 ludzi. 19.09 prezydent ogłosił dwudniową żałobę narodową trwającą od 21 do 22 września.
Po pierwsze, dlaczego żałoba nie rozpoczęła się już 20 września ? Ano ponieważ pan prezio chciał się pobawić na dożynkach. Myślę, że to nie zwiększy sympatii do niego. A jak już jesteśmy przy sympatii, to przejdźmy do drugiego pytania - dlaczego w ogóle takie żałoby są ogłaszane ? Tak w ogóle, to w roku 2007., zgodnie z danymi opublikowanymi przez polską policję, w wypadkach drogowych ginęło przeciętnie 15 ludzi, obrażeń doznawało przeciętnie 173 osób. I z każdym rokiem liczba zabitych na drodze rośnie. A jakoś żadnej żałoby związanej z wypadkami na drodze nie widać. Tak więc, dlaczego ? Dla zwiększenia liczby wyborców. W końcu, wybory prezydenckie już za rok, a każdy wyborca się liczy, więc trzeba zaskarbić sobie, najlepiej jak najszybciej, ich sympatię, np. ustanawiając żałobę, tym samym pokazując, jakim to się jest współczującym, dobrym dla obywateli i tak dalej. Trzecia rzecz - właściwie to samo co powyżej - po co takie żałoby są robione ? Chodzi mi o to, że totalnie nic się nie zmienia po ogłoszeniu takiej żałoby. Wczoraj ani przedwczoraj nie miałem zbytnio okazji pooglądać telewizji, więc nie wiedziałem, że w ogóle jakaś żałoba została ustanowiona. Będąc wczoraj i dzisiaj nieco w mieście, nie zauważyłem żadnej różnicy między dniem żałoby a dniem zwykłym. Że w ogóle panuje ogólny smutek w kraju dowiedziałem się wchodząc na nonsensopedię, która była cała przemodelowana tak, by wszystko było związane z żałobą. W sumie, z tego, co pamiętam, to jedyną prawdziwą, zauważalną, bez telewizji (nie licząc relacji z "pogrzebu" itp.) żałobą była śmierć Jana Pawła II (która była moim zdaniem słuszna, choć może wydająca się nieco "dyskryminująca" - w końcu cały kraj miał żałobę z powodu śmierci "przywódcy" jednej z wyznań panujących w tymże - jednak nasz papież nie tylko był papieżem, był także człowiekiem robiącym kilka, kilkanaście razy więcej dobrego niż każdy z nas i choćby za to poświęcenie należało mu się to).
Na zakończenie chciałbym "zaapelować" o zaprzestanie robienia tak wielu żałób. Owszem, gdyby zginęło np. 1000 osób to żałoba mogłaby się pojawić. Ba, mogła by być nawet w przypadku 100 ofiar, no ale robienie wszech-smutku dla całego kraju z powodu 10 ofiar lub, jak to było z londyńskim metrem w bodajże 2005. roku, 2 polskie ofiary - to jednak przesada moim zdaniem. Myślę, że każdy odczuwa coś takiego jako tragedię nawet bez takich żałób ogłaszanych tylko dla picu.
I na całkowity koniec - piosenka, która doskonale określa, co czuję między innymi ja w stosunku do takich żałób: Ballada o Żałobie Narodowej.
 
Jestem pewnie jedną z niewielu osób w tym wieku, które narzekają na naszą-klasę. Uważam tę stronę za idiotyzm. Owszem, początkowe założenia, znalezienie starych znajomych itp., było bardzo fajne, ale to, co się z nią porobiło potem... szkoda gadać. Pełno nicków w stylu "***|<a$1a***", jakieś prezenty, eurogąbki, dziwne emotikony, ocenianie zdjęć, wklejki itd. Po pierwsze, po co pisać takimi szlaczkami ? O wiele czytelniej czyta się zwykły nick np. "Kasia". Ok, niektóre prezenty jeszcze mogłyby być, ale co ma niby oznaczać prezent w stylu "Alufelgi" ? Że co, gość np. po kacu szybciej dochodzi do siebie (z tego co wiem, to alufelgi dają to, że koła szybciej odzyskują kontakt z nawierzchnią) Co do eurogąbek: czy naprawdę istnieją ludzie gotowi wydać kilkanaście złotych na takie coś jak n-k ?! Ówczesne emotikony mają w sobie najczęściej "x". Niech mi ktoś pokaże, jak w ten sposób składa oczy. Ja jestem przyzwyczajony do zwykłych emotek z ":", a nie czegoś takiego. Może to jest już zwyczajne czepianie, ale po prostu nie podobają mi się teraz emoty. Ocena zdjęć, pomysł zerżnięty z fotki.pl. Zacznijmy od tego, że teraz n-k bardziej się skupia na zwiększaniu liczby znajomych i "słiiitaśnych" zdjęć zamiast na wyszukiwaniu starych znajomych. A teraz do tego doszła jeszcze ocena tych zdjęć... Ostatnia rzecz, różne wklejki. Jak ktoś chciałby sprawdzić skład czyjejś klasy, to niech sprawdzi w profilu tej osoby, w "dziale" Szkoły i klasy, a nie jakieś głupie obrazki z pinezkami (które jednak są nawet niezłym pomysłem). A jeszcze głupsze jest dodawanie obrazków w stylu "Kim dla Ciebie jestem ?". Toć to chyba wiadome dla każdego, kto jest np. kumplem, a kto przyjacielem. Kończąc wywód, dodam, że sam używam n-k, ale np. nie przyjmuję zaproszeń od jakichś fikcyjnych kont czy innego badziewa, od ludzi, których w ogóle nie znam itp. I myślę, że tak "powinno" się używać n-k, przynajmniej wedug jej pierwotnych założeń.
P.S. Bardzo zabawne są także często różne akcje, np. akcja, w której się ludzie sprzeciwiali temu, by n-k było płatne. Toć to jest produkt ich autorów i mogą zrobić z nim co chcą, a ludzie nie dość, że korzystają "nałogowo" z tego, to jeszcze odmawiają zapłaty w przypadku wymaganej takowej :D.